wtorek, 20 września 2016

Wakacje - relacje

Już raz odwiedziliśmy ten kraj. Trzy lata temu. Tym razem jednak postanowiliśmy nasze eksploracje prowadzić z innej perspektywy. Dzięki temu nasza wyprawa nabrała zupełnie innego wymiaru. Jedno tylko pozostało niezmienne - jak wtedy, tak i teraz, wróciliśmy oczarowani.

Zabieram Was dzisiaj w rejs po przepięknej Chorwacji, mianując siebie, jednocześnie, samozwańczym kapitanem tej podróży...

Biograd na Moru. W tym porcie rozpoczęła i zakończyła się nasza wyprawa.

Niebo tuż po zachodzie słońca w  porcie wygląda jeszcze bardziej hipnotyzująco.

Moje najbardziej ulubione miejsce podczas całej wyprawy. Słychać wiatr i fale obijające się o burtę, czasami mewę i  niekiedy dywagacje załogi czy picie rumu przed południem wystarczy, żeby zostać prawdziwym piratem (z reguły jednak rozważania kończyły się  rzeczową weryfikacją).

Po drodze mijamy bardzo urokliwe zakątki. Niektóre fotografujemy, inne tylko zostawiamy w pamięci.

Przed zachodem słońca docieramy do Zadaru

Trzeba czasami zadrzeć głowę

Jest niedziela więc kapitan zarządza rodzinną kolację w tej oto urokliwej restauracji. Jednomyślnie wszyscy zamawiamy lignje na żaru, co w wolnym tłumaczeniu oznacza nic innego, jak kalmary z grilla.

Drugi dzień żeglowania. Widok z okna naszej kajuty. 

Popołudniem dopływamy do urokliwej zatoczki, "parkujemy" przy bojce i pontonem płyniemy na kolację do rodzinnej knajpki na Wyspie Žut, gdzie...

...zamiast menu dostajemy tacę ze świeżo złowionymi rybami i mamy sobie wybrać które mają się znaleźć na naszych talerzach.  Wybieramy między innymi tego potwora.

Pan, który wstępnie przygotowuje naszą kolację, ma swoje stanowisko pracy przed restauracją.
To samo stanowisko zajmuje również grupa okolicznych kotów. Niektóre bardzo wdzięcznie asystują.

Żeglujemy. Dzień trzeci.

Szybenik. To miasteczko zwiedzaliśmy kilka lat temu zachwycając się jego wąskimi uliczkami, schodkami i urzekającymi zaułkami. Teraz, widok piętrzących się na wzgórzach kamieniczek, dopełnił całości.

W porcie w miasteczku Skradin nad rzeką Krka przywitały nas łabędzie. Zwabione hojnością żeglarzy podpływały bardzo blisko.

Szukając miejsca na kolację trafialiśmy w rejony, gdzie wprawdzie nie podawano jedzenia, ale było bardzo ładnie :-)

I nawet miejscami nie było turystów.

Za to na ścianach kamieniczek można było spotkać takie oto stwory.

Zdecydowanie jednak widok mariny wieczorem bardziej poruszał moje serce.

Dzień czwarty. Budzimy się. Wychodzimy na pokład. Rozglądamy się dokoła i znowu stwierdzamy, że bardzo się nam podoba.

Mieliśmy to wyjątkowe szczęście, że jacht, który wyczarterowaliśmy był wyprodukowany i zarejestrowany w Polsce. W związku z tym mogliśmy pływać po Adriatyku pod polską banderą. 

Płyniemy do Parku Narodowego Krka...

...oglądać wodospady...

...i ładne widoczki...

...i zupełnie szczerze...

...podobałoby się nam tam dużo bardziej...

...gdyby wprost nieprawdopodobna ilość turystów, nie wpadła na równie wspaniały pomysł co my, żeby tego akurat dnia odwiedzić to wyjątkowe miejsce.

Rekompensujemy sobie tłoczny i gwarny dzień w parku narodowym.

Spinacze do bielizny o zachodzie słońca. Romantik :-)

No i jak nie wpaść w szpony banału?

Szybka zmiana kolorystyki. Na morzu dzieje się to dość szybko.

Jeśli ten mężczyzna ma na sobie sztormiak, to oznacza tylko jedno. Musi być naprawdę chłodno i solidnie wiać.

Żeglujemy. Dzień piąty. Solidne przechyły sprawiają, że rzeczy pod pokładem te, które nie są na stałe przymocowane, swobodnie zmieniają swoje miejsce położenia. I lepiej nie otwierać lodówki, żeby nie zostać zaskoczonym całą jej zawartością na sobie. O korzystaniu z toalety w tych warunkach nie wspominam.

Po raz drugi odwiedzamy Wyspę Žut. Tym razem od bardziej cywilizowanej strony. Mocno kamienistą ścieżką wspinamy się  na górę... 

...i podziwiamy przepiękny zachód słońca z widokiem na Archipelag Kornati. 



W marinie przy tej niemal bezludnej wyspie w sezonie, dla turystów, nawet woda jest podświetlona.

W takich ładnych kajecikach dostaliśmy rachunki za przegrzebki i carpaccio z tuńczyka. Może i lepiej, bo skupiliśmy się na okładce, a nie na zawartości :-)

Siłownia pod chmurką


SPA w plenerze
Co tylko zechcesz: śmietnik, toaleta, masaż i fitness. Nieprawdopodobny wprost wachlarz możliwości.

Nie bardzo chcemy opuścić to miejsce, bo przed nami ostatni już dzień żeglowania.


Kto odważny skacze z bomu.

Niektórzy nawet na główkę.

No i z powrotem w Biogradzie. Jeszcze ostatni wieczorny spacer po tym miasteczku.


Poranna multiplikacja po wschodzie słońca i jedziemy do Jezery na Wyspę Murter.

Odkrywamy sobie urokliwą plażę ...

...z błękitnymi widokami...

...i krystaliczną wodą.

Ostatniego dnia przed naszym wyjazdem spadł równie krystaliczny deszcz.



Na szczęście po południu wychodzi słońce i można pospacerować.
Kaplica Św. Konstancji.

Wieczorny widok na tę niewielką rybacką miejscowość, w której spędziliśmy ostatnie dni na Chorwacji.


Rodzime akcenty ...

Jeszcze pełna!

Ostatni już wieczorny spacer.

Wracamy.
Wrócimy :-)

Ahoj!
M.