To nie jest tak, że chcę sobie
wszystkie przedmioty domowego użytku, czy nawet tylko osobiste utensylia
opakować w szydełkowe wdzianka. Nie aspiruję do miana dziewiarki performerki,
której szydełkowym sweterkom nie oprze się nawet byk z Wall Street. I nawet nie
do końca chodzi o to, że tak strasznie denerwuje mnie, że wszystkie zwiewne
letnie sukienki muszę z reguły wyławiać z dna szafy, bo ten akurat problem mogłabym pożegnać kupując za kilkanaście złotych komplet
welurowych wieszaków w Pepco.
Rzecz raczej w tym, że jak chyba nigdy dotychczas potrzebuję wyciszenia i spokoju. Obydwie te kwestie załatwiam szydełkując właśnie.
„Szydełkowanie, jak joga dla mózgu” czytam w Internecie. Skuszona, czytam więcej i dowiaduję się, że Einstein odpoczywał dziergając, a w przerwach pomiędzy zdjęciami po włóczkę sięga nawet… Ryan Gosling.
Czuję zatem, że jestem w dobrym gronie J
Dobrego dnia.
M.