Zanim jeszcze na świecie pojawił się drugi chłopiec moje
życie płynęło w miarę ustabilizowanym trybem, a dobowy plan zajęć nie wyglądał
jeszcze, jakby stworzony został ręką szalonego planisty na prochach z
zaburzeniami pamięci krótkotrwałej. Natomiast mój dom nie prezentował się,
jakby przed minutą coś w nim wybuchło, bo moja skupiona na jednym dziecku uwaga
była w stanie w miarę szybko i skutecznie zapobiec eksplozji.
Udało mi się
wówczas zrobić parę rzeczy z serii „żeby nie zwariować”, udało mi się nawet
zrobić zdjęcia tych rzeczy. Jednak na
ich publikację brakło już czasu. Czemu zatem nie dzisiaj? A że kasztany, a nie
płatki śniegu i choinkowe lampki? Cóż,
to tylko dowód, że ramy czasowe na chwilę obecną nie istnieją.
Dobrego dnia.
M.