Poniedziałek. Godzina około
południowa. Syn młodszy zasypia w końcu po godzinnych lamentach mających
najprawdopodobniej wzbudzić moją potrzebę bezustannego noszenia go na rękach.
Przyzwyczajam umysł do nagle nastałej ciszy i odkładam go do łóżeczka. W tym
samym czasie syn starszy deklaruje swoją potrzebę skorzystania z nocnika i
zaczyna się na nim mościć wyrażając jednocześnie potrzebę dostarczenia mu bajki
o Bolku i Lolku (swoją drogą, do tej pory nie mam pojęcia który jest który).
Serce mi się raduje, bo wszystko wskazuje na to, że zapowiada się dłuższa nasiadówka.
Biegnę do kuchni. Szybko kawa,
torcik (został z urodzin Jula i miała go jeść ciocia; szczęśliwie, ale nie
specjalnie, zapomnieliśmy go jej dać). Siadam na fotelu. Pierwszy łyk kawy. Pierwszy
kęs ciasta. Rozkoszuję się każdą sekundą. I nagle rejestruję dźwięk. Bez wątpienia, jest to jeden z tych dźwięków, które symbolizują destrukcję. Dźwięk dartego
papieru. Jeszcze przez chwilę udaję, że wcale tego nie słyszę, że z pewnością mój
nadwyrężony zmysł słuchu doznał jakiegoś omamu. Ale dźwięk się powtarza jeszcze
raz i jeszcze raz i ….
Przez moment rozważam, czy nie sprawdzić czy tej
drakońskiej ekspertyzie nie są przypadkiem poddawane moje stare szkice, które dość lekkomyślnie zostawiłam
w teczce znajdującej się teraz w strefie
mocno zagrożonej. Jednak żaden rysunek nie jest teraz wart tego, aby pozbawić mnie tej
efemerycznej możliwości wypicia kawy na siedząco, dodatkowo jeszcze z odrobiną słodyczy. Ze
spokojem mistrza zen popijam boskim brązowym napojem kolejne kawałki ciasta, nie pozwalając, aby
jakikolwiek szmer zaburzył moją duchową równowagę.
Kończę, zostawiam w zlewie
kubek i talerzyk i idę oszacować straty. Na miejscu zastaję dwulatka (na
szczęście, wciąż na nocniku) w otoczeniu strzępów zarówno Bolka jak i Lolka
(teraz już bez znaczenia który to który). Z krwawiącym sercem bibliofila
podnoszę z podłogi niemal pustą okładkę i już już mam zapytać czemu bajeczka uległa tak
dramatycznej zagładzie, kiedy słyszę: „Musimy ją odnieść do biblioteki. Jest
cała poniszczona.”
Zastanawiam się czy jest w
bibliotece jakiś specjalny Dział reperacji
książek wypożyczanych dwulatkom. Szczęśliwie, ani Bolek, ani Lolek nie byli
z biblioteki.
Pięknego dnia.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz