Przed wernisażem - stres okrutny. Bo to pierwsza moja tak duża wystawa. Poza tym w rodzinnym mieście. No i w końcu kwestia samego wernisażu, który jednak wiąże się z jakimś publicznym wystąpieniem, kiedy trzeba wyjść, uśmiechnąć się i powiedzieć parę słów, żeby było niebanalnie, nie było nudno.
Stres dotrwał, na szczęście, tylko do momentu, kiedy nie stanęłam przed zgromadzonymi gośćmi i nie zdałam sobie sprawy, że wszystkich tych ludzi znam. Rodzina, przyjaciele, znajomi. Wszyscy przyszli tutaj dla mnie i nawet jeśli zacznie mnie wciągać czarna dziura i zamiast wygłosić swoją milion razy ćwiczoną przemowę wydukam tylko kilka słów, to nikt nie będzie się złośliwie śmiał ani nieprzyjemnie komentował.
Natomiast zdenerwowanie minęło już zupełnie i jego miejsce zajęło zdziwienie, kiedy po tej bardziej oficjalnej części wieczoru Adaś zaprosił wszystkich gości na przyjęcie. Dla mnie, dodatkowo, przyjęcie niespodziankę, bo o przygotowaniach do niego wiedzieli chyba wszyscy, oprócz mnie :-)
Zatem było wino, świece, muzyka, przekąski, a nawet koncert bluesowy. No i oczywiście dużo wspaniałych ludzi dookoła. Cudowny, niezapomniany czas...
Przygotowujemy wystawę "na wysokościach" (fot. I. Jurczyk) |
No i po wernisażu (fot.M. Kus) |
A to tylko część kwiatów, które dostałam |
Widok z Wieży na moje miasto |
A dla wszystkich, którzy chcieliby więcej poczytać o wystawie i o moim rysowaniu polecam artykuł na stronie Muzeum Rzemiosła w Krośnie. Można go znaleźć TUTAJ
Z pozdrowieniami
M.
Z pozdrowieniami
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz