niedziela, 28 grudnia 2014

Krewetki, pierogi i kaszlak na dziobie

Tak w skrócie, w trzech słowach mogę opisać firmowe spotkanie świąteczne, w którym uczestniczyłam niecałe dwa tygodnie temu. Zatem było trochę wielkomiejsko, trochę swojsko i... no właśnie... tytułowy kaszlak jest właściwie postacią mityczną, o jego istnieniu stuprocentowo przekonana jest chyba tylko jedna osoba i ta właśnie osoba była zaproszona jako gość specjalny naszego świątecznego spotkania. Pan Kuba Strzyczkowski, bo o nim właśnie mowa, uraczył nas fascynującą opowieścią o swoim samotnym rejsie przez Atlantyk, który odbył się dwa lata temu z okazji 50-lecia Programu 3 Polskiego Radia i 420 rocznicy pierwszego rejsu Krzysztofa Kolumba przez Ocean Atlantycki. 

Natomiast, postać kaszlaka pojawiła się w momencie, kiedy Pan Kuba zaczął słyszeć odgłosy dobiegające z łazienki na dziobie jachtu, przypominające kaszlącego dorosłego mężczyznę. Możliwe, że było to coś z rodzaju przesłyszeń czy słuchowych halucynacji, które zdarzają się żeglarzom. Niemniej, siła przekonywania tego tajemniczego dźwięku była tak duża, że nasz skipper przyznał się, że niejednokrotnie szedł sprawdzać czy w łazience rzeczywiście nikogo nie ma :-) 

Dla bardziej zainteresowanych rejsem Pana Kuby polecam stronę internetową, gdzie znajduje się całe kompendium wiedzy na temat tej niesamowitej wyprawy (wystarczy kliknąć TUTAJ). 

Byłam tak zauroczona spotkaniem i opowieściami Pana Kuby, że nie mogłam odmówić sobie pamiątkowej fotografii z gościem. Mój wyraz twarzy na zdjęciu nie jest jakoś szczególnie nadzwyczajny, ale byłam tak szczęśliwa i przejęta, że nie do końca zapanowałam nad mimiką :-)





Z rzeczy bardziej przyziemnych, gdzieś w przedświątecznej bieganinie udało mi się także coś wydziergać. W tym roku, nie wiem, jak u Was, ale u mnie Mikołaj trafił z prezentami idealnie. Tak sobie marzyłam o paru moteczkach ulubionych włóczek, a tu okazało się, że po choinką było nie parę moteczków, a całe pudło włóczek, nitek, guzików, tasiemek i innych, bardzo niezbędnych gadżetów. Szaleństwo! :-)
Trudno było się oprzeć i od razu nie wypróbować choć paru rzeczy z tego cudownego pudła rozmaitości. 










Z kolei, jeśli chodzi o prezent dla Adama, jeszcze w tym roku udało się zamienić uroczą simentalską jałóweczkę na profesjonalną formę do sera gouda. Nie wiem co będzie w przyszłym ... :-)

Do następnego!
oczekująca na śnieg M.