wtorek, 14 maja 2019

Zmiotka

Zamieram w bezruchu, kiedy widzę jak przemierza dom ze zmiotką w jednej i szufelką w drugiej dłoni. Gdy mija mnie bez słowa wiem już, że w obrębie naszego domostwa wydarzyła się katastrofa. Jestem też stuprocentowo pewna, że tragedii nie da się zaradzić przy pomocy tych dwóch akcesoriów spod kuchennego zlewu. 

Podążam, również bez słowa, za tą chmurą białych włosów zastanawiając się po drodze z czym tym razem przyjdzie mi się zmierzyć. 
Czy będzie to pasta do zębów prawie niechcący wdeptana w nową wykładzinę? Czy banan fantazyjnie wsmarowany w świeżo upraną kapę na kanapie? Czy może mieszanka płatków kukurydzianych i rodzynek wpadnięta przypadkiem do basenu z kulkami? Być może będzie to tylko kubek wody wylany na środek dywanu? A może mój kolorowy błyszczyk rozsmarowany na podłodze? Możliwe, że będzie to pościel na łóżku pomalowana rozmemłanym kawałkiem precla? Albo zwyczajnie pół butelki szamponu Nivea wychlupnięte koło fotela? A może absolutnie zupełnie coś nowego?

I wtedy dochodzi u mnie do dość spektakularnego rozdwojenia osobowości. Jedna ja gotuje się w środku i miota bezgłośnie najbrzydszymi słowami. Druga ja spokojnie wyraża swoje ubolewanie w obliczu nieszczęścia i aprobatę wobec niekwestionowanej czynności porządkowej.
Jak nic skończę w psychiatryku.













Pięknego dnia.
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz