czwartek, 25 września 2014

O klimatycznych fanaberiach i o innych rzeczach

Pierwszy dzień jesieni odczułam bardzo dotkliwie, wybierając się wczoraj do pracy. Zważywszy na umiejscowienie naszego mieszkania, zanim przyszło mi zmierzyć się z temperaturą na zewnątrz (a ściślej mówiąc - na polu - bo tak się u nas mówi :-)) musiałam najpierw pokonać kilkadziesiąt kręconych schodów, dwa niezbyt dobrze oświetlone korytarzyki i kilkanaście schodów "zwykłych". Gdy tylko otworzyłam drzwi wejściowe od razu poczułam, że niezbyt precyzyjnie dobrałam strój do panujących warunków atmosferycznych. A gdy stanęłam na rynku i zobaczyłam pierwszych tego dnia przechodniów odzianych w garderobę o niemal zimowym charakterze, tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu. Miałam oczywiście możliwość powrotu i pokonania tyle co przemierzonej trasy tyle, że w odwrotnym kierunku. Nie chciałam jednak ryzykować spóźnienia się do pracy i wybrałam się  w swój codzienny piętnastominutowy spacer. Tylko, tym razem, lekko żwawszym krokiem.
Dzisiaj już ubrałam się zdecydowanie cieplej i  tylko przez moment żałowałam, że nie założyłam rękawiczek :-)
Trudno w to uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu biegłam na wieczorne zakupy w krótkich spodenkach.

Na szczęście pogoda, to nie jest coś, na co powinno się narzekać. Trzeba ją raczej zrozumieć i zaakceptować, bo na szczęście wciąż jest to jedna z niewielu już rzeczy, na które człowiek nie ma tak do końca wpływu. 

Bez względu jednak na zaskakujące temperaturowe zawirowania, udało mi się zrobić kilka rzeczy, a niektóre dokończyć. Wszystko powstawało w między czasie, ponieważ umysł i ręce mam ostatnio zajęte większym przedsięwzięciem, mianowicie przygotowaniami do mojej pierwszej indywidualnej wystawy rysunku. Ale o tym nieco później....

Tymczasem dzisiaj:

Koszyk nr 2 (a właściwie - pojemnik wykonany z Hooked Zpagetti). Pierwszy powstał kilka miesięcy temu i można go obejrzeć tutaj. Tym razem wyściełanie szyłam (prawie) sama - wkład Adasia: przywiezienie maszyny do szycia od mojej Mamy + uszczypliwe uwagi, zakończone jednak konkluzją, że chyba jednak trochę potrafię szyć ;-)) 
Koszyk zamieszkał już w łazience naszych Przyjaciół :-)










Bransoletka, również z wykorzystaniem Hooked Zpagetti. Inspirację znalazłam w 5 numerze Mollie Potrafi.





 



Z cyklu w końcu ukończone - białe serduszko.... już nie wygląda tak blado.





Pozdrawiam Was ciepło.
M.

2 komentarze:

  1. estem wdzięczna
    i za prezent, i za przesłanie go.
    Ale najbardziej za to,
    że pamiętasz o mnie
    i za twoją bezinteresowność.
    Cenię je nade wszystko.

    Twoja przyjaciółka na wieki
    -choć czasami /ale nie zawsze/ mam trudny charakter,
    a Ty to dzielnie znosisz- dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  2. w każdej rzeczy zamknęłaś delikatność,
    swoją delikatność...
    p.s. koszyczek jest słodki, przypomina mi smerfową chatkę
    ij

    OdpowiedzUsuń