poniedziałek, 8 lutego 2016

Grudniową nocą

Wybraliśmy się tam w pewien piątkowy grudniowy wieczór tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, żeby oderwać się od bieganiny, zakupów, prezentów, porządków i tych wszystkich rzeczy, przez które człowiek, jak już dotrwa do świąt, zamiast spotkać się z najbliższymi, ma ochotę jedynie położyć się i przespać dwa dni.

Po 17.00 odbieram telefon i słyszę - Kochanie, trochę się spóźnię. Dwie godziny później, kiedy Adam wraca w końcu z pracy, zastaje mnie siedzącą na fotelu przy spakowanej walizce i z poziomem irytacji mocno przekraczającym stan alarmowy. Oszczędnie gospodarując słowem wsiadam jednak do samochodu i rozpoczynamy naszą podróż.

Lista przebojów w radiu i kojący głos Marka Niedzwieckiego są jak balsam dla duszy. Gdzieś pomiędzy Duklą, a Jaśliskami zaczynam się w końcu odzywać. Pędzimy przez bieszczadzkie odludzia. Nabieram pewności, że w Bieszczadach wieczory i noce są czarniejsze niż gdzie indziej. Pora roku i pora dnia jest taka, że na stukilometrowym odcinku mijamy może kilkanaście samochodów. W końcu docieramy na miejsce…

Karczma Paweł Nie Całkiem Święty w Smereku

W środku w restauracji wita nas uśmiechnięta pani, która zaprasza nas żeby wybrać sobie miejsce i zanim jeszcze dobrze się rozsiądziemy przynosi dwa kieliszeczki z nalewką z mirabelek. Jak się później okazuje napojem, którym częstowani są goście karczmy, a którego nie można tam kupić, bo zwyczajnie nie jest na sprzedaż J

Zanim dostaniemy zamówione z karty jedzenie siedzimy, podziwiamy i dyskutujemy. Zachwycamy się wnętrzem, dokładnością z jaką zostało urządzone, dbałością o każdy jeden element i szczegół.
Później zachwycamy się jeszcze przepysznym jedzeniem, obsługą, atmosferą, gościnnością, klimatem, muzyką, ciepłem z kominka czyli generalnie wszystkim, co atakuje nasze zmysły i poddajemy się zupełnie magii tego miejsca...

Wnętrze karczmy Paweł Nie Całkiem Święty



Taki widok rozciąga się sprzed karczmy



Jakby było jeszcze mało ekscytująco i malowniczo, w nocy i rano pada śnieg

Żeby stłumić trochę wyrzuty sumienia po przepysznym, ale i solidnym śniadaniu wybieramy się na spacer

Trwamy w tym zadowoleniu i błogostanie jeszcze przez najbliższe 24 godziny i kiedy w niedzielę żegnamy się z gospodarzami i wybieramy się w drogę powrotną, jesteśmy już właściwie pewni, że niedługo znów tutaj wrócimy.

Wracając wpadamy w sam środek śnieżnej zawieruchy

Po drodze odwiedzamy Polańczyk

A tutaj śniegu zero i tyle samo turystów

Lubię ten specyficzny klimat kurortów poza sezonem

Obietnica rychłego powrotu do Smereka miała się spełnić szybciej niż oczekiwaliśmy. Kiedy wieczorem dotarliśmy do domu, zauważyłam pewne zaniepokojenie na twarzy mojego męża w momencie, kiedy wypakowywaliśmy walizki z bagażnika.
- Co się stało? - zapytałam
- Zapomniałem laptopa!!
(Dialog został oczywiście okrojony ze słów, które zwykło się uważać za niecenzuralne.)

W kolejną, bardziej zaplanowaną podróż do Smereka wybraliśmy się już z przyjaciółmi, po Nowym Roku. I znowu daliśmy się oczarować.
A karczma w zimowo świątecznym klimacie wyglądała tak....






Sanki dla gości karczmy
Włócząc się po okolicy (na biegówkach, a jakże) zaglądamy do schroniska "Jaworzec" na grzańca

To się nazywa okno z widokiem




I  koniec. I kropka. I znowu było obyczajowo...

Do następnego
M.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz