czwartek, 21 lutego 2019

Głód


Młodszy budzi się pierwszy i z jego gestów wnoszę, że jest głodny. Szczęściarz. Pierwsze śniadanie może zjeść w łóżku. Leżymy więc razem; on je, a ja po natężeniu światła, które wpada do pokoju przez niezasłonięte okno próbuję zorientować się która może być godzina. Moje domysły przerywa i jednocześnie rozwiewa ruch w łóżeczku obok. Budzi się Starszy i wiem, że jest 6.30. 

Osiągniecie pozycji pionowej nie zajmuje mu wiele czasu. Pół minuty później stoi już z łapkami zaciśniętymi na poręczy łóżeczka i wykrzykuje niczym uliczna straganiarka. Jeśli wieczorem nie zapomnę i włożę mu do łóżka jakąś obrazkową książeczkę opóźnię ten proces o kilka, czasami kilkanaście minut. Choć ostatnio nawet to przestaje być regułą.

Po krótkich nawoływaniach rodziców, które jednak nie przynoszą oczekiwanego efektu, jakim jest wydostanie się z tej beznadziejnej czeluści rozkopanego łóżka, do głosu dochodzi mały wygłodniały po nocy brzuszek i zaczyna się cała litania słów, wyrazów, zdań i bezokoliczników związanych z gastronomią. 

Festiwal kulinarnych rozkoszy zawsze otwiera mleko.  Zawsze też, pomiędzy mniej lub bardziej wymyślnymi potrawami, pojawia się owsianka z bananem i dzinkami (rodzynkami) i jak wykwintne i wyszukane nie byłyby kolejne pozycje tego porannego menu i jak nie działający na wyobraźnię i ślinianki byłby to jadłospis i tak zawsze na koniec, niczym wisienka na torcie, kropka nad i, gwóźdź programu, czarny koń i top of the top w jednym, pojawi się kosiony ogórek J









Dobrego dnia!
M.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz