Pan w Trójce właśnie poinformował, że w całej niemal Polsce jest szaro i pada, a jak nie pada, to zaraz się rozpada. Najwyraźniej jednak mieszkam w tej części kraju, która nie jest objęta tą informacją czyli na terytorium, które znajduje się w tym "niemal". Rzeczywiście, można się tutaj poczuć wyjątkowo, choćby dlatego, że za granicę mamy dużo bliżej niż do stolicy :-)
Udało mi się ostatnio coś "porobić", choć może nie był to najbardziej twórczy okres w moim życiu. Postanowiłam zrobić parę drobiazgów, którymi można kogoś obdarować i może sprawić, że ktoś się uśmiechnie. Myślę, że powinniśmy się otaczać takimi właśnie prywatnymi amuletami, przedmiotami, które przypominają nam o czymś miłym, kojarzą z czymś przyjemnym, które dostaliśmy od kogoś ot tak, bez okazji, bo o nas pomyślał. Takie rzeczy mają niesamowitą moc. A wywołać uśmiech na czyjejś twarzy, znaczy czasami więcej niż największe odkrycia czy podboje świata.
Z przyjemnością zatem prezentuję początki mojego projektu. Pewnie byłyby wcześniej, ale mój Mąż w podróż służbową zabrał jedyny aparat fotograficzny, który na razie posiadamy (tzn. mamy jeszcze dwa, ale one są "na kliszę" :-)
Zielone serduszko pojedzie do Lublina z pewną młodą osóbką, która
właśnie stoi u progu swojej naukowej kariery i wszelkie przedmioty,
które mają przynosić szczęście są w tych okolicznościach bardzo wskazane
;-)
Białe jest jeszcze zielone czyli takie nie do końca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz