Cały miesiąc nie pisałam. Trudno pewnie w to uwierzyć, ale cały właśnie miesiąc spędziłam nad jednym przedsięwzięciem, mianowicie robiłam szal. Jego geneza sięga jeszcze zeszłego roku, kiedy znalazłam ciekawy wzór w gazetce pt. Sandra Extra. Fakt, że był to pierwszy numer w 2013 roku wskazuje, że mogły to być początkowe miesiące. Z zapałem zaczęłam tworzyć i okazało się, że nagle mój entuzjazm opada, bo oczekiwany efekt nie pojawia się wystarczająco szybko. I tak po wykonaniu kilku elementów robótka wylądowała na półeczce przy biurku. Kilka tygodni później zmieniła miejsce pobytu na kartonowe pudełko, co było o tyle lepsze, że nie atakowała mojego wzroku i nie maltretowała sumienia, że znowu coś odkładam na kiedyś (czytaj "nigdy) i nie mam na tyle samozaparcia, żeby doprowadzić to do końca.
Po mniej więcej roku, szukając czegoś zupełnie innego, znalazłam swój wymarzony szal w początkowej fazie rozwoju i pomyślałam - teraz albo nigdy.
To, co prezentuję poniżej, to nic innego, jak właśnie zmaterializowana próba udowodnienia sobie, że jeśli się czegoś naprawdę chce, to można to osiągnąć (choćby miał to być zwykły szal w kolorze malinowym).
Z pozdrowieniami
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz