środa, 30 maja 2018

Folwark


Zanim jeszcze sama zostałam mamą z fascynacją przyglądałam się metamorfozom domów i mieszkań moich znajomych, którzy już zostali rodzicami. Najczęściej te wysprzątane, wymuskane wcześniej wnętrza zamieniały się w magazyny zabawek, ze ścianami, milcząco przyjmującymi ataki twórczej inwencji najmłodszych domowników, pozbawione obrusów i serwetek stoliki świeciły pustkami, fantazyjnie zabezpieczone narożniki mebli wyglądały pociesznie, a przez lata gromadzone dekoracje i pamiątki, porozstawiane niegdyś w różnych miejscach, skrzyknęły się nagle i w poszukiwaniu azylu udały się z pośpiechem w góry. I tak sobie wtedy myślałam: ja to nigdy…, u mnie to zawsze…

I w końcu stało się! W naszych czterech ścianach pojawił się nowy lokator. I nagle, ni z tego, ni z owego… nasze mieszkanie zaczęło wyglądać jakby eksplodował w nim ogromny sterowiec wypełniony nie powietrzem, a zabawkami i akcesoriami dla maluchów. Rekwizyty i utensylia małego człowieka fenomenalnie wkomponowały się w zajmowaną przez nas dotychczas przestrzeń, a ja wykreśliłam ze swojego słownika wyrazy nigdy i zawsze.

Ale kiedy na pralce w łazience z dnia na dzień pojawił się folwark, a gumowe zwierzątka do kąpieli powoli rozpoczynały ekspansję terytorialną za sprawą młodocianego, ale bardzo charyzmatycznego przywódcy, postanowiłam zareagować... i w ruch poszło szydełko.












Dobrego dnia.
M.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz